....................................WSZYSCY MAMY DWA ŻYCIA,TO DRUGIE ZACZYNA SIĘ W CHWILI,GDY ZDAJEMY SOBIE SPRAWĘ ,ŻE MAMY TYLKO JEDNO.................................. KONFUCJUSZ

piątek, 2 grudnia 2016

Latanie uzależnia


                   
ZŁAPAŁAM BAKCYLA!!!. Pierwszy lot bardzo mi się spodobał i wiedziałam, że chcę więcej.
Moje życie zaczęło się kręcić wokół latania. 
Dzień zaczynałam od przeszukiwania ofert linii lotniczych. Priorytetem stało się znalezienie taniego lotu, jeśli nie miałam nic zarezerwowanego-wkradała się nerwowość, jeśli już coś zakupiłam-dostawałam kopa, wszystko szło łatwiej, nastrój był lepszy, dni mijały szybciej. Nie było ważne dokąd lecę. Wielokrotnie krążyłam między Warszawą,Gdańskiem i Wrocławiem.Każdy lot był przecież inny i każdy był dla mnie wydarzeniem,przed każdym byłam mocno podekscytowana.    Nie denerwowała mnie podróż do Warszawy i długie oczekiwanie na lotnisku. Były to kolejne etapy podróży...i lubiłam je.
I długo oczekiwany moment-ryk silników, prędkość wciskająca w fotel, adrenalina wzrasta, serce bije szybciej.....a potem inny wymiar, problemy zostają na ziemi a ja upajam się bajkowymi widokami.   Lotnictwo wciąga niesamowicie. Przed pierwszym lotem całymi dniami potrafiłam oglądać zdjęcia i filmy kręcone przez pilotów, czytałam blogi lotnicze, rozszyfrowywałam dziesiątki skrótów i określeń lotniczych, szlifowałam swój angielski. Wiedza być może bezużyteczna, ale fajnie jest: znać typy samolotów,oznaczenia linii lotniczych, procedury, umieć sprawdzić skąd i dokąd samolot leci, posłuchać rozmów pilotów z wieżą, wiedzieć o rzeczach, o których inni nie mają pojęcia. 
I jest już to chyba nieuleczalne,ciągle spoglądam w niebo i chodzę ;z głową w chmurach;....

środa, 30 listopada 2016

Pierwszy lot.








Przez lata wyobrażałam sobie moment,w którym zobaczę ziemię z góry. 
W końcu tego doświadczyłam.Było cudownie.To był lot do Gdańska. Żeby było raźniej namówiłam kilku ,,nielotów"i polecieliśmy w 7 osób.
Mój problem dotyczył tego, abym nie spędziła całego lotu z głową w torbie, z moją chorobą lokomocyjną..Przygotowałam się więc odpowiednio; Aviomarin przed jazdą busem i jeszcze przed samym lotem, leki na serce, na ciśnienie i małe ,,co nieco"na odwagę. Trochę obawiałam się tej mieszanki, ale okazała się być skuteczna.
Lot był spokojny,niektórzy uznali, że wręcz nudny, ale ja byłam całkowicie usatysfakcjonowana; 2 loty jednego dnia i cały dzień nad morzem, które bardzo kocham...Od razu wiedziałam, że na tym jednym razie moja przygoda z lataniem się nie skończy... 

piątek, 28 października 2016

Jak to się zaczęło

Zawsze lubiłam zerkać w górę na chmury i samoloty. W młodości udało mi się nawet polatać nad Łodzią...Ponieważ jednak moja choroba lokomocyjna dopadała mnie we wszelkich środkach lokomocji,nie odpuściła mi i w samolocie.Widoki były więc piękne ,ale sam lot zniosłam fatalnie.
Potem nie latałam z różnych powodów:nie było czasu,nie było z kim lub nie było za co. 
Potem były dzieci,zaczęły się kłopoty ze zdrowiem i tak ze swoimi marzeniami o lataniu wylądowałam    w internecie, jako wierny kibic skoczków spadochronowych,jetmanów, pilotów akrobacyjnych itp....
Wiosną 2015 roku musiałam zdecydować się na operację,dość ryzykowną i długo odkładaną.
Obiecałam sobie ,że jak ją przeżyję, zacznę robić to na co zawsze miałam ochotę....Przeżyłam.... Powróciły myśli o lataniu....W moim wieku pilotem już nie zostanę,ale polecieć samolotem pasażerskim?...
Czemu nie?...Zawsze o tym marzyłam,więc lecę!!!